Strona 25

Tom I

Za poradą swojej pobożnej matki, ponieważ nie odznaczał się zdolnościami umysłowymi, odprawił modlitewną nowennę do Ducha Świętego i dzięki otrzymanej łasce stał się zdolnym do nauki, tak że łatwo już mógł przerobić wymagane dyscypliny, zdobyć doktoraty z filozofii i teologii i spełniać akademicki urząd na Uniwersytecie Sapienza, wyjaśniając alumnom teologiczne zagadnienia. Ten poważny urząd spełniał przez dziesięć lat z najwyższym podziwem i pożytkiem uczniów.

Postępując w latach, stwierdził w sposób pewny, że jest wzywany do kapłaństwa. Wahając się czy wstąpić do jakiegoś zakonu, czy też w szeregi duchowieństwa świeckiego, wybrał wreszcie to ostatnie i włożył szatę kościelną. A ponieważ w tym czasie niesprawiedliwe prawo państwowe zabraniało przyjmować młodzieńców do świętych Seminariów, Wincenty pozostał w domu, gdzie celem należytego przygotowania się do kapłaństwa nieustannie oddawał się tak dziełom pobożności, jak i nauce. Nie zaniedbał umartwiania ciała, sypiał na ziemi, pościł czy też spożywał gorsze potrawy. Tego rodzaju umartwienia, dla odpokutowania za swoje grzechy i za grzechy innych ludzi, powiększał z każdym dniem, aż do końca swojego życia.

Święcenia kapłańskie otrzymał w dniu 16 maja 1818 roku; zapalony gorliwością duszpasterską stał się apostołem miasta Rzymu, pamiętając w swoim życiu na słowa Pawła Apostoła: „Miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5,14). Aby religijnie ukształtować przede wszystkim młodzieńców, otworzył w Rzymie elementarne szkoły, w których rzemieślnicza młodzież zbierała się w godzinach wieczorowych i zapoznawała się z chrześcijańską nauką oraz uczyła się czytać i pisać. Podjął się w świętym Seminarium Rzymskim obowiązków ojca duchownego oraz obowiązków spowiednika alumnów w Kolegiach: Rozkrzewiania Wiary, Szkockim, Greckim, Angielskim i Irlandzkim — aby w ten sposób służyć jak najlepiej tym, którzy zostali powołani do kapłaństwa. Tak więc już od początków swojego kapłaństwa gorliwie oddał się pracy nad wyrobieniem dusz tych, którzy później, każdy na swoim miejscu, będą starali się głosić Boże prawo Chrystusowe; starał się z każdym dniem coraz bardziej rozpalać ich ducha, aby mogli wszystkich ludzi na całej ziemi wspierać i przygotować do osiągnięcia zbawienia wiecznego.

Mając na uwadze słowa Apostoła: „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi„ jakże może miłować Boga, którego nie widzi?” (IJ 4,20) — wspomaganie biednych uważał za wielką radość; często, aby ich wesprzeć, oddawał im swoje łóżko czy pozbywał się swojego płaszcza. Miłość jego do chorych przejawiła się wspaniale wtenczas zwłaszcza, gdy w roku 1837 grasowała w Rzymie epidemia cholery. Nie szczędził wtedy swoich sił, aby w miarę swoich możności zaopatrzyć chorych Sakramentami świętymi i przynieść im pociechę, nie dbając przy tym o swoje zdrowie i życie.

Zwykł mówić na placach kazania na temat starania się o rzeczy niebieskie i pogardzania rzeczami doczesnymi; po skończeniu kazania wchodził do najbliższej świątyni i tam wzywał obecnych do zanoszenia modłów do Boga, i tam często do późnej nocy słuchał spowiedzi tych, którzy o to prosili. Zawsze był świadom, że nie może zaniedbać żadnej posługi, przy pomocy której mógłby przyjść z pomocą tym, co o nią go prosili, przez wiele więc lat poświęcał na to wszystkie siły swojego ducha i ciała — stając się wszystkim dla wszystkich, aby wszystkich zbawić (1 Kor 9,22).